Maria Moonset | Idę do rzeki | 47. z 50 Przepływów dla Odry

Maria „Moonset” Matuszewska jest psycholożką, astrolożką, osobą piszącą, pasjonatką genealogii, jako praktyki nawiązywania relacji z przodkami. W swoim podejściu, które nazwała Astrologią Pełni, łączy narzędzia astrologiczne z perspektywą psychologiczną i intuicją. Na blogu Moonset Story i w cotygodniowym newsletterze pisze o tym, co na niebie i jak może nas to wspierać w lepszym rozumieniu siebie i rozwoju. Dużo uwagi poświęca emocjonalności, cykliczności i podążaniu za ciałem. Uwielbia analizować baśnie i mity. Pisze książkę o kulturze nadużywania siebie i Ziemi oraz o tym, jak możemy ją zmienić.

W tym Przepływie idziemy w stronę rzeki, by spotkać się z nią jak podmiot z podmiotem, w obopólnym widzeniu siebie.

„Czuję, że wszystko to, co wydarza się w tle jest ważne i dopowiada historię, którą się dzielę. Niech płynie!”.
Poprowadzi nas Maria „Moonset” Matuszewska, czuła przewodniczka.

MoonsetStory Blog
Astrologia Pełni

Czy można spotkać się z szacunkiem z naturą, jednocześnie nadużywając swoje ciało? Nasze ciało jest taką samą częścią natury, jak drzewo czy liść, a jego ograniczenia są ważnymi informacjami o tym, gdzie przebiega granica między uszanowaniem a nadużyciem.

Idę nad rzekę. A raczej – do rzeki. Już ją widzę za chaszczami, ale nie ma łatwego podejścia. Oczywiście mogłabym się do niej przedrzeć przez wszystko to, co rośnie między nami, ale czuję, że moje ciało wcale tego nie chce – więc idę dalej, szukając prostszej drogi. Czuję, że w spotkaniu z naturą nie chodzi o to, by szybko, a o to, by z szacunkiem, by w odpowiedni sposób, by w odpowiednim miejscu i czasie. Zatarasowana droga nie jest dla mnie wyzwaniem do pokonania, a informacją, że potrzebuję iść wolniej, że potrzeba czasu na to, by przygotować się na spotkanie z rzeką. Kiedy śpieszę się w jakimś celu, wtedy pewnie wybiorę pokonywanie przeszkód, aby szybciej. Ale spotkanie z naturą, podobnie jak spotkanie z człowiekiem, nie może być z taranowaniem tego, co po drodze. Rzeka, do której idę, to nie tylko woda, która lśni za drzewami, to też te drzewa, krzaki, błoto i kamienie po drodze. To też moje ciało, które nie ma ochoty na schodzenie niebezpiecznie stromym i błotnistym zejściem. To wszystko to, co wydarza się w naszym spotkaniu, gałązka waląca mnie po twarzy i kwiat zachwycający po drodze. Nasza kultura uczy nas przedmiotowego podejścia do wszystkiego, co nas otacza, a co za tym idzie – separowania każdego przedmiotu od innych. Jak „straszni mieszczanie” u Tuwima, widzimy wszystko osobno, „że koń, że drzewo”. Spotkanie z naturą to wyjście poza tą przedmiotową, funkcjonalną rozdzielność świata. Poza przestrzeń wypełnioną celami i tym, co nas od nich rozdziela. Wejście w świat, gdzie ja, dotykając rośliny, jestem przez nią dotykana. Gdzie nie ma granic bytu, bo wszystko jest współ-bytem. Gdzie to, co mnie otacza, jest ze mną w nieustannym dialogu, podobnie jak moje ciało. Jak rzeka odbijam w sobie niebo, drzewa i ptaki, rozpuszczając iluzję oddzielenia.